|
STAN WOJENNY – PAMIĘTAMY
13 grudnia 1981 – 13 grudnia 2009
Już po raz drugi w tym roku szkolnym Zespół Szkół im. Jana
Kasprowicza w Sztumie jest gospodarzem wystawy przygotowanej
przez pracowników Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej
Oddział w Gdańsku. Tym razem ekspozycja nawiązuje do kolejnej rocznicy
wprowadzenia w Polsce, przez reżim komunistyczny, stanu wojennego.
Wystawa nosi tytuł „Stan Wojenny 1981–1983 – Pamiętamy” i będzie
eksponowana w murach naszej szkoły do dnia 23 grudnia 2009 roku.
Bogato ilustrowany materiał, z wieloma relacjami
bezpośrednich świadków został wyeksponowany na ponad 20 panelach,
prezentujących w sposób problemowy ciąg tragicznych wydarzeń. Wystawa,
jak zresztą wszystkie publikacje IPN, jest znakomita pod względem
merytorycznym. Porusza bardzo wiele aspektów tragicznych wydarzeń
grudniowych i ich następstw. Oprócz wspomnianych paneli na wystawie
mogliśmy eksponować milicyjne atrybuty z tamtych czasów: tarcze, pałki,
hełmy. Wszystko to dzięki pomocy zastępcy dyrektora Zakładu Karnego
w Sztumie pana Ryszarda Wudarczyka. Również wyeksponowaliśmy telewizor
z wmontowanym na stałe pamiętnym przemówieniem generała Jaruzelskiego,
które wygłosił 13 grudnia 1981 roku wprowadzając stan wojenny {nota bene
przemówienie zostało nagrane o wiele wcześniej}. Pod telewizorem
symbolicznie zapłonęły znicze ułożone w kształt krzyża jako pamięć ponad
100 ofiar stanu wojennego i hołd złożony bohaterskiemu ruchowi
Solidarności i jego członkom.
Uroczyste otwarcie wystawy nastąpiło 11 grudnia o godzinie
13.00 i zostało poprzedzone niezwykle sugestywnym programem artystycznym
przygotowanym przez młodzież pod kierunkiem pani profesor Marzeny
Chrześcijańskiej. Usłyszeliśmy wiersze, relacje, pieśni. Szczególnie
wykonanie „Ballady o Janku Wiśniewskim” zapadnie wielu nam na długo
w pamięci. W programie wzięli udział uczniowie klasy I C i I D.
Na otwarciu wystawy, oprócz młodzieży i nauczycieli
z naszej szkoły, przyszło wielu szacownych gości, między innymi pan
Starosta Sztumski Piotr Stec i ksiądz proboszcz Andrzej Starczewski.
Po programie artystycznym i krótkich przemowach pana Starosty
i dyrektora szkoły pana Mariusza Krause zebrani rozpoczęli zwiedzanie,
żywo reagując na każdy panel.
Jako dyrektor i historyk jestem zaszczycony, że społeczność
szkolna mogła ponownie gościć taką ekspozycję. Jest to o tyle ważne,
gdyż poprzez żywe poznawanie historii, nawet tej bolesnej, lepiej
jesteśmy w stanie zrozumieć zachodzące wtedy procesy. Poza tym cieszę
się ogromnie, że w naszej szkole, poprzez takie lekcje, poruszane są
ważne tematy z historii współczesnej. Tematy na miarę dojrzałej
młodzieży uczącej się w poważnej szkole. Dodatkowo poprzez ekspozycję
chcemy zwrócić uwagę na temat, wokół którego narosło wiele mitów,
półprawd i pokutuje masa kłamstw komunistycznej propagandy. A najnowsze
dokumenty nie pozostawiają wątpliwości, co do inspiracji
i odpowiedzialnych wprowadzenia stanu wojennego. Był on wydaniem wojny
własnemu narodowi przez junte wojskową generała Wojciecha Jaruzelskiego.
Narodowi, który chciał być wolny i chciał decydować sam o sobie.
Konsekwencją stanu wojennego, oprócz wielu ofiar, było pozostawanie
kraju i narodu w marazmie przez prawie całą dekadę. Skutki tego stanu
rzeczy odczuwamy po dziś dzień. Dziś można tylko zadać sobie retoryczne
pytanie: gdzie byśmy obecnie się znajdowali, gdyby wolność przyszła
do naszej Ojczyzny dekadę wcześniej?
Po wystawie goście zostali zaproszeni przez pana dyrektora
na poczęstunek. I jak zwykle {już drugi raz} na przygotowanym cieście
zapłonęły 2 świeczki symbolizujące ilość wystaw IPN w naszej szkole.
Świeczki, jak zwykle, zdmuchnął pan Starosta.
W tym miejscu serdecznie dziękuję gdańskiemu oddziałowi IPN
za owocną współpracę. Wyjątkowo chciałbym podziękować panu Krzysztofowi
Drażbie, który czuwa nad bezpośrednią współpracą z Kasprowiczem.
Do zwiedzenia wystawy zapraszam nie tylko uczniów ale również
i mieszkańców Sztumu. Szczególnie tych, którzy aktywnie działali w tym
pięknym ruchu jakim była Solidarność.
Jeszcze jedna wystawa nie wyjechała z naszej szkoły, a my
już planujemy kolejną. Będzie ona poświęcona niezwykle ważnemu tematowi
z naszej historii współczesnej. Tematowi zapomnianemu i zakłamywanemu
przez komunistów. Nic więcej nie powiem, aby nie zdradzać szczegółów.
Dodam tylko, że otwarcie planujemy na dzień 8 lutego następnego roku.
Data powinna być wskazówką.
|
Opracował:
|
Mariusz Krause
|
Uczniowie klasy
ID
w ramach pracy domowej dla chętnych
z wiedzy o społeczeństwie
dostali do opracowania temat –
Opisz wspomnienia swoich rodziców lub krewnych
ukazujące czas wprowadzenia stanu wojennego w Polsce.
Wspomnienia rodziców Dominiki
O dniu 13
grudnia 1981 r. rozmawiałam z moimi rodzicami. Poniżej przedstawiony
jest krótki wywiad na temat wspomnień związanych z wprowadzeniem stanu
wojennego.
Dominika:
Opowiedźcie mi proszę o dniu, w którym wprowadzono stan wojenny. Jak wszystko
się zaczęło?
Mama: Była wtedy mroźna zima. Na początku nikt nie zdawał sobie sprawy
z tego, co się dzieje. Po ulicach poruszały się wozy opancerzone, czołgi.
Pamiętam, jak zainteresowana przyglądałam się im, gdy przejeżdżały obok naszego
domu.
Tata: Istotną rzeczą było to, że rano nie został wyemitowany kolejny
odcinek „Teleranka”. Telewizory nie odbierały sygnałów, nie było obrazu
na ekranach pojawił się tzw. śnieg. Na ekranie (zamiast wspomnianego „Teleranka”),
pojawił się gen. Wojciech Jaruzelski - I sekretarz KCPZPR. Pamiętam dokładnie,
że oznajmił, iż „...w celu ochrony RP Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego (WRON)
o północy wprowadziła na terenie całego kraju stan wojenny...”
Mama: Ludzie mimo tego byli zdezorientowani, nie wiedzieli co dzieje się
wokół. W miastach i wioskach zostały wystawione punkty stałej kontroli,
przy której cały czas stali wojskowi. Wprowadzono godzinę policyjną. Nikt nie
wychodził z domów, każdy bał się poruszać. Starsi ludzie bali się najbardziej.
Przerażało ich to, że mogą znowu przeżyć wojnę. Byli przerażeni i to wzbudzało
niepokój we wszystkich. Starsi bali się panicznie. Ja miałam wtedy 10 lat, nie
wiedziałam co to znaczy, ale pamiętam ,że przerażał mnie ich strach.
Dominika: Czy coś się zmieniło po ogłoszeniu stanu wojennego? Jak zaczęto
funkcjonować?
Mama: Najbardziej zaczęli przygotowywać się nasi dziadkowie, wszyscy
starsi. Było bardzo zimno. Robili oni zapasy na zimę, zabijano świnie, wszystko
robiono z pośpiechem, piwnice były zapełniane tym, co akurat było w domu bądź
tym, co ludzie posiadali w gospodarstwie. Wszystko robili bardzo sprawnie
i szybko, ich pośpiech i strach wszystkich przerażał. Znaczyło to, że zbliża się
coś strasznego, jednak wtedy nikt nie wiedział co takiego.
Dominika: Więc ludzie przygotowywali wyłącznie to, co posiadali? Nie
mieli okazji, aby jakoś zaopatrzyć się w jakiekolwiek produkty?
Mama: W sklepie były puste półki, dosłownie puste półki. Teraz nie można
sobie nawet tego wyobrazić. Nie było kompletnie niczego. Tylko co jakiś czas
była dostawa, wtedy do sklepu ustawiały się kilometrowe kolejki. Czekano
za wszystkim i brano to, co akurat było. Nie było innego wyjścia.
Tata: Potem wprowadzono kartki na żywność, stało się to trochę
łatwiejsze. Jednak czasami jeden kilogram cukru przypadał na cały miesiąc. Co
z tym można było zrobić?
Mama: Wyobraź sobie to, że nagle nie ma niczego. Może dlatego my, starsi
którzy pamiętamy tamte czasy mamy inny pogląd na wiele spraw. Więcej w nas
szacunku nawet do zwykłych, banalnych rzeczy.
Dominika: Nie było żadnych komunikatów telewizyjnych czy radiowych? Nie
byliście na bieżąco poinformowani o tym, co się dzieje?
Tata: Były komunikaty w radiu i w telewizji, mówiły one jednak tylko
o tym, aby nie wychodzić z domów i nie poruszać się bez potrzeby. Telefony wtedy
nie działały. Na poczcie wystawione były budki, znajdowały się w nich podsłuchy.
Każdy list, który wysyłało się był otwierany i czytany. Na poczcie były stemple
„ocenzurowane”. My nie wyjeżdżaliśmy nigdzie, ale wiadomo było o tym, że są
przepustki do innych województw i nie można przekroczyć granicy województwa
bez takiej przepustki.
Dominika: Dziękuję wam bardzo za rozmowę.
Bogdan rozmawiał ze swoim wujkiem
Kiedy
ogłoszono stan wojenny miałem 26 lat. Mieszkałem w Postolinie, ale i tam dało
się odczuć, że coś się dzieje. Pracowałem w Fermie Tuczu Trzody Chlewnej w
Czerninie. 13 grudnia jak zawsze wstałem rano i włączyłem radio bo zawsze
słuchałem go przed wyjazdem do pracy. Za oknem usłyszałem hałas. To były
przejeżdżające przez wioskę czołgi. W radio mówili, co się dzieje więc nie byłem
zaskoczony, bo na taką sytuację zapowiadało się od kilku dni. Służbę wojskową
zakończyłem w 1977 roku i zostałem przeniesiony do rezerwy. Ogłaszano, że
rezerwiści będą przywróceni do służby. Obawiałem się ponownego powołania
do wojska, ale sytuacja się później unormowała i rezerwistów nie przywracano do
służby.
Mimo to czuć było napięcie.
W
pracy byłem kierownikiem oczyszczalni. W nocy musiałem jeździć na kontrolę, a
jak wiadomo od 2200 – 600 panowała godzina policyjna. Zakład pracy organizował
pracownikom przepustki w Komisariacie Milicji w Sztumie. Ja posiadałem
przepustkę na trasę Postolin – Czernin. Pamiętam, że raz zostałem skontrolowany.
Musiałem się wylegitymować. Miałem przy sobie dokumenty i przepustkę, ale i tak
przechodziły mnie dreszcze. Po wylegitymowaniu mogłem jechać dalej.
W
trakcie stanu wojennego czuło się pewne ograniczenie wolności m.in. przez
godzinę policyjną. Po kilku miesiącach od 13 grudnia zaczęto aresztować moich
kolegów, którzy bardzo czynnie działali w „Solidarności”. Zostali internowani,
ale po zakończeniu stanu wojennego powrócili do domów. Z biegiem czasu człowiek
przyzwyczajał się do tego, że panuje stan wojenny, ale przez cały czas czuło się
niepewność. Za to po zakończeniu stanu wojennego wszyscy czuliśmy ogromną,
wielką ulgę. |
Ciocia Bogdana wspomina ten czas w następujący sposób
Miałam wtedy 25 lat, mieszkałam w Postolinie, miałam dwójkę małych
dzieci. Wstałam rano, włączyłam telewizor. Przez cały czas nadawali
komunikaty gen. Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego w
Polsce, godziny policyjnej itp. Telefony były nieczynne. Można było
łączyć się tylko z milicją, która powiadamiała w razie jakiegoś
nieszczęścia służby medyczne lub straż pożarną. Około godziny 10-11
poszłam do kościoła na mszę. Kiedy z niego wyszłam, na śniegu widać
było ślady gąsienic czołgów. Przestraszyłam się, byłam w szoku.
Obawiałam się również tego, jak to się wszystko zakończy. Wszystkie
służby medyczne były w gotowości. Pracowałam wtedy w Aptece Nowa.
Byłam, co prawda na urlopie macierzyńskim, ale i tak bałam się, że
mój urlop zostanie cofnięty. W pierwszych tygodniach czuło się pewne
napięcie. Godzina policyjna, przepustki – to powodowało strach. Po
jakimś czasie uruchomiono telefony, ale rozmowy były kontrolowane.
Później można było już normalnie rozmawiać, a po długim czasie życie
wracało do normalnego rytmu. Dało się trochę przyzwyczaić do takiej
sytuacji. |
Magda zapisała wspomnienia swojego taty i mamy
Wspomnienie mojego
taty było takie, jak wielu młodych ludzi z tamtych lat – nie było
Teleranka. Jak co niedziele rano, po powrocie z kościoła włączył
telewizor, lecz zamiast programu w telewizji ukazał się pan w ciemnych
okularach – generał Wojciech Jaruzelski. Wypowiadał się na temat
wprowadzenia stanu wojennego. Na ekranie telewizora było go widać co pół
godziny.
Najdziwniejszym
widokiem był milicjant przed komisariatem milicji. Nie był to zwykły
milicjant – miał przy sobie pepeszę, której już wtedy nie używano.
W normalny dzień można było także widzieć jeżdżące po ulicy czołgi.
Na ulicy można było spotkać bardzo dużo milicjantów, w większych
miastach także wojska. Każdy wychodząc na ulice musiał mieć przy sobie
dokument tożsamości, młodzież posiadała dowody tymczasowe. Była
wprowadzona godzina milicyjna od godziny dwudziestej drugiej do szóstej
rano. Osoba, która chciała wyjechać do innego miasta musiała posiadać
przepustkę.
W mroźny grudniu
1981 roku ferie zimowe zaczęły się wcześniej o dwa tygodnie, mimo to
młodzież nawet nie mogła się bawić. W tym czasie nie było dyskotek ani
żadnych innych imprez kulturowych.
Podczas stanu
wojennego wszystko było kontrolowane. Stacje radiowe i telewizyjne
zostały przejęte i cenzurowane. Nie było żadnych informacji na temat
zamieszek na wybrzeżu oraz Śląsku. Jedyne prawdziwe informacje dotyczące
tego co się działo w dużych miastach można było zdobyć słuchając radia
Wolna Europa. Rozgłośnia ta próbowała przekazywać Polakom informacje
dotyczące sytuacji w kraju.
W sklepach nie
było zaopatrzenia, wszyscy mieszkańcy otrzymywali kartki żywnościowe,
za które można było kupić różne towary np. cukier, mięso czy alkohol.
Władza chcąc poprawić samopoczucie ludzi przed świętami „rzucili”
do sklepu pomarańcze (kubańskie).
Każdego dnia było
inaczej, wszystko było inne niż teraz. Mimo tego, dało się żyć. Mimo
ciągłej kontroli każdy dawał sobie radę i dziś może tylko wspominać.
Mama stan wojenny
nie kojarzy z niczym złym. Nigdy niczego jej nigdy nie brakowało.
Znajomi rodziny z Niemiec przysyłali paczki ze słodyczami, ubraniami
i artykułami potrzebnymi do życia. Dobrze też pamięta żywność na kartki.
Kartkami można było się wymieniać z członkami rodzin. Zawsze ktoś, gdy
nie palił, wymieniał się z dziadkiem (tatą mamy) kartami na papierosy.
Jednak nawet kiedy miało się kartki, nie zawsze udało się zdobyć
żywność. Produktów nie było w sklepach. Dzięki znajomości
ze sklepikarkami można było załatwić sobie „spod lady” lepsze gatunki
mięsa czy też konserw.
<< powrót
|